Feministki

Kojarzycie na pewno tak sobie udaną kampanię pt. “nie zdążyłam zostać mamą” – no to dzisiaj nie o tym. Spot sparodiowano już tyle razy, że nie ma sensu się dalej pastwić. Zresztą temat już przysechł trochę. Mnie rozbawiło w całej sprawie co innego – mianowicie jedna z karykatur, konkretnie ta oto, którą to znalazłem przypadkiem na „Codzienniku Feministycznym”. Nie pytajcie jak tam trafiłem, sam nie wiem.

Zostawię na boku sam “Codzienniek…” a tym bardziej samą istotę współczesnego feminizmu. Ten ostatni temat na parę książek a nie wpis na blogu.  Wygląda mi to na trolling skierowanego przeciw feministkom (a przynajmniej ich części) – jeżeli tak, to udał się znakomicie. Gorzej, jeżeli to na serio – a obawiam się, że część ludzi tak to wzięła. (Czasem ciężko ogarnąć co jest żartem a co nie, ludzie zbyt często udowadniają, że są idiotami).

Po pierwsze – osobiście mnie raziło prądem (nikłym, ale zawsze) sugerowanie, że w moim mieszkaniu jest jakaś kobieta, o której nic nie wiem, a która jest de facto motorem napędowym wszelkich moich poczynań oraz jedynym czynnikiem spajającym moją egzystencję w całość. Tak się składa, że takowej nie zauważyłem. Co więcej – realizacja wszystkich moich faneberii to moja osobista sprawka a jeśli miałbym jakiejś kobiecie dziękować to jedynie mamie – mocno konserwatywnej dodam (identyczne podziękowania dla taty). Myślę, że większość facetów mojego pokroju tylko się zaśmiało.

Po drugie – mając jako takie rozeznanie w strukturze społecznej raczej ciężko oczekiwać żeby przestawiony w obrazku podział na korzystających z życia facetów i biedne, wykorzystywane przez nicponi kobiety miał faktycznie odzwierciedlenie w rzeczywistości. Tak się dziwnie składa, że faceci, którzy coś faktycznie osiągnęli nie zawdzięczają sukcesu zawodowego kobietom myjącym za nich naczynia. Tym bardziej, że często są zatwardziałymi singlami.

Szczerze mówiąc to nawet nie wiem gdzie kto się dopatrzył korelacji np. pomiędzy wysokością wypłaty męża a ilością gaci pranych mu przez żonę – szarą myszkę. Na moje to sprawa wygląda dokładnie przeciwnie – im facet bardziej ogarnięty tym bardziej przebojowa kobieta mu potrzebna – a taka nie da się zamknąć gdziekolwiek.
Sytuacje, gdzie kobieta faktycznie siedzi w chałupie i poza nią nosa nie wychyla to przeciwny biegun – w naturze kura domowa zawsze występuje do kompletu z niedorajdą, a ten do Paryża bynajmniej nie zagląda. Mówiąc wprost – sierota zwiąże się tylko z inną sierotą. Inna sytuacja to czystej wody fantastyka. Tak więc autorka obrazka strzeliła sobie w stopę, obawiam się.

Trzecia, ostatnia i najzabawniejsza sprawa – tak się składa, że  obrazek wg mnie świetnie obrazuje mentalność tak zwanej ultra feministki – takiej co to gada, że kobieta za identyczną pracę dostaje 20% mniejszą wypłatę a parytety powinno się wprowadzać wszędzie gdzie to możliwe – oraz gdzie to niemożliwe. No chyba, że akurat działałyby na niekorzyść kobiet (np. sprawa któregoś ze skandynawskich państw, gdzie parytety na pedagogikę zniesiono kiedy się okazało, że kierunkiem bardziej zainteresowane są kobiety niż mężczyźni).

Otóż obrazek ładnie pokazuje sposób myślenia pewnej grupy kobiet – “ten facet gdzieś był, coś widział, coś osiągnął? na pewno wykorzystuje kobiety, gnój jeden!”.

Odrawacając – “nic mi w życiu nie wychodzi? to wszystko przez facetów!”

Amen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *