Wszyscy chyba kojarzą ostatnią awanturę w kościele św. Anny, prawda? Śmieszna sprawa. Pozwoliłem sobie wrzucić link do jednego z lepszych momentów, o tu.
Skoro PiS doszedł do władzy to i mamy tradycyjną już chyba rozgrywkę o zatknięcie swojej flagi na szczycie tego pagórka, którego ani zaborcy, ani szwaby, ani sowieckie skurwysyny nie zdołali zaorać – ale po którym sami prawowici mieszkańcy ochoczo biegają ze szpadlami. Ustawa aborcyjna (bądź antyaborcyjna, jak kto woli) to, jak zauważyłem, taki wyznacznik kto trzyma resztę za mordę – jeśli komuś się uda znowelizować ustawę pod siebie – znaczy jest akurat na wozie. Stąd i obecna próba zaostrzenia przepisów. Chyba nie muszę dodawać, że życie i zdrowie samych kobiet oraz ich bardziej lub mniej chcianego potomstwa mało kogo w istocie obchodzi.
Z jednej strony mamy prawicowy beton, który za wszelką cenę chce narzucić wszystkim swoją wizję świata (“ja nie mam zamiaru to niech inni też się nie ważą!), słodko pierdząc o świętości życia poczętego (a jak już się urodzi to niech sobie radzi samo); z drugiej strony beton lewicowy, który – choć wg mnie ma rację w sprzeciwie – to w walce ucieka się do farsy rodem z Barei – czego dobrym przykładem jest obsobaczany film. Ponadto lewica lubi też uciekać się innych manipulacji – przede wszystkim do hiperbolizowania bądź przekłamywania projektu nowelizacji.
Tak więc z jednego narożnika dochodzą bajania o wsadzaniu do więzienia za poronienie (co jest mocnym przegięciem w świetle proponowanych przepisów), z drugiej silące się na stonowane argumentację głosy różnych gości niedzielnych mówiących, że chcą “jedynie wykluczyć możliwość prewencyjnego zabicia jednej osoby, by ratować drugą.”
Prawda, jak zawsze, leży zapewne gdzieś pośrodku. Szkopuł w tym, że już przepisy obecnej ustawy pozostają martwe – kto chce się pozbyć płodu ten idzie prywatnie do ginekologa świadczącego “pełen zakres usług” bądź inne “przywracanie cyklu”. Ot, i po kłopocie – oraz kilku bądź nawet kilkunastu stówach (nigdy się nie interesowałem dokładnie cennikiem więc nie doprecyzuję). Tym głębiej w grobie spoczną ewentualne nowe paragrafy. Dużo szumu praktycznie o nic. Choć fakt, że zgłaszalność gwałtów mogłaby spaść – choć o tym na szczęście chyba się nie przekonamy bo i sam rząd podchodzi do ustawy jak do jeża. Widać nawet w PiS mają trochę zdrowego rozsądku. Ptaszki ćwierkają, że sam Jarek postawił się biskupom.
Wracając do samej awantury – nigdy nie przestanie mnie śmieszyć symetria zagrywek po obu stronach barykady. Sam fakt, że ktoś się chce wpierniczać z butami w życie innych ludzi kwalifikuje się do kolonii karnej. Ale walka ze zjawiskiem poprzez urządzanie pożal się boże happeningów, które już na pierwszy rzut oka są marną manipulacją budzić może jedynie śmiech. Swoją drogą ludzie z ustawki mogli by się chociaż trochę postarać zamiast odstawiać cyrk nienoszący jakichkolwiek śladów dobrej gry aktorskiej. O braku choćby elementarnej charakteryzacji Pani Pańczyk nie wspomnę. Teraz się musi tłumaczyć Wyborcza za swoich, że to taki happening miał być tylko się uniosła jedna pani (bo pierwotnej wersji o oburzonych wiernych nawet ostatni baran nie kupił).
Vanitas vanitatum et omnia vanitas.