Umówiłem się ostatnio z koleżanką na herbatę. Z moją byłą, gwoli ścisłości. Tak, kumpluję się ze swomi ex. No, z dwiema… reszta nie przebierałaby w słowach gdyby je spytać o zdanie na mój temat. W każdym razie z właściwą sobie wrażliwością i taktem stwierdziłem na dzień dobry, że wygląda na mocno styraną – oczywiście od razu się poprawiłem, że miałem na myśli iż kwitnąco jak zawsze. Popatrzyła na mnie chwilę i stwierdziła, że nic się nie zmieniłem. Znaczy od prawie pięciu lat wciąż mam ten sam błyskotliwy dowcip.
Dzisiaj miałem nieco czasu w busie wracając z imprezy firmowej – więc z nudów i nieznośnej trzeźwości tylko trochę zakrapianej wódką (i tabasco… dużo tabasco) nieco przemyślałem temat ogólnego rozwoju z czasem i doszedłem do wniosku, że ludzie ani się nie zmieniają, ani tym bardziej nie dorastają – cokolwiek miałoby to ostatnie znaczyć.
Nie wydawało się wam kiedyś, że za dziesięć, piętnaście lat będziecie dojrzali, dorośli, odpowiedzialni i bogowie wiedzą co jeszcze? A co się zmieniło? Tak szczerze?
Mam ponad trzydzieści lat – powinienem już szukać sobie jakiejś ładnej wierzby, pod którą mógłbym niebawem złożyć kości. Teoretycznie więc powinienem być też jakiś taki… no właśnie. Dorosły? Takiego wała. Próbowałem w sobie dostrzec jakieś różnice jakościowe względem tego śmiesznego gryzipiórka z pierwszej liceum, ale wiele nie znalazłem. Może poza brodą.
Ludzie mogę się uczyć nowych rzeczy. Uczyć się trzymać język za zębami bądź pyskować kiedy trzeba. Mogą nauczyć się jak dać komuś po ryju albo jak zawiązać sznurówkę, krawat czy węzeł marynarski (jeden kij), ale czy przez to się zmieniają? Szczerze wątpię.
Taka sytuacja: przychodzi audyt do mojej firmy. Większość ludzi powyżej trzydziestki, w tym wszyscy kierownicy. Audytorzy coś wynajdują a ci wszyscy ludzie zaczynają się przerzucać piłeczką kto bardziej schrzanił. Dorośli ludzie, specjaliści opłacani często kasą jakiej przeciętny człowiek nie zobaczy, największa chrzaniona korporacja informatyczna na planecie, miliardowe kontrakty, światowe sieci powiązań i infrastruktury rozbudowane, że głowa mała. Piaskownica i przedszkole. Korporacyjna mantra: to nie moja działka, to nie moja wina. To nie my, to oni. Wcale, że nie my, to tamci. A nie bo jeszcze inni. A w ogóle to proces trzeba poprawić. O żesz ku… włoski. No kurwa.
Jasne, wiele rzeczy się zmienia od czasów żłobka. Zabawki zmieniają gabaryty,tak samo zresztą jak spodnie – co jest szczególnie widoczne u facetów, którzy generalnie rozwijają się tak do piętnastego roku życia, potem już tylko rosną. Zamiast grzechotkami ludzie zaczynają się interesować genitaliami płci przeciwnej, zamiast udawać pijanych po dwóch piwach starają się wyglądać na absolutnie trzeźwych po dwóch setkach. Co gorsza – wódka faktycznie z czasem przestaje smakować.
Koniec końców trzeba też samemu zacząć płacić rachunki – do tego nie ma na kogo zwalić winy za wszystko co zepsuliśmy. Choć niektórzy ludzie akurat z tym ostatnim świetnie sobie radzą jak się posłucha ile to złego szatan spowodował. Jak jeszcze pokombinować to nawet można na tym zarobić.
Na szczęście idzie Nowy Rok i można będzie znów postawić grubą kreskę ponad wszystkim i zacząć z sumieniem czystym i nieskalanym jak niemowlak.