Właśnie natknąłem się na zabawny artykuł w “na temat” (tak to się pisze?) popełniony przez polonistkę-feministkę (jak sama się owa dzielna niewiasta określa) Agatę Komosę. Na tekst trafiłem przy okazji oglądania szwedzkiego eksperymentu pod tytułem “będziemy wyzywać bogu ducha winną dziewczynę i zobaczymy, jak przechodnie zareagują”. Oczywiście większość nagle zaczynała się niezmiernie interesować przestrzenią przed sobą, ewentualnie robili miny typu “zatroskany karp”, kilku dysydentów nawet próbowało łagodnie uspokoić agresora. Finałem eksperymentu był natomiast nasz rodak, który widząc inscenizację z miejsca złapał aktora za fraki i prawilnie huknął “co jest kurwa?!”. Po polsku, rzecz jasna. Ot, taki instynkt widać. Pomijając warstwę lingwistyczną, czyn wg mnie jak najbardziej prawidłowy. Na tym tle nie dziwią świeżo opublikowane dane Komisji Europejskiej plasujących Polskę na pierwszym miejscu w rankingu najbezpieczniejszych krajów dla kobiet w Europie (technicznie rzecz biorąc, na ostatnim w rankingu skali przemocy wobec kobiet).
A teraz wróćmy do naszej dzielnej polonistki-feministki. Pozwolę sobie skrócić argumentację Pani Agaty, która to szła następująco (argumentacja, nie Agata): no fajnie, że zareagował, ale…cóż za bulwersujący fakt, że oto Polak bezwiednie zaatakował agresora. W obcym kraju! I to jeszcze po polsku krzycząc! Co za wiocha! Jak można reagować agresją wobec agresji?! Przecież z tego mogłaby być jakaś awantura! Toż to przejaw kultury gwałtu w czystej postaci przecież!
Tak, dokładnie. Padło słynne “kultura gwałtu”.
“Ta siła złości, atawistyczna potrzeba wyżycia się, jest zawsze bronią obosieczną, bo jeśli to agresja jest pierwszą reakcją na zagrożenie, to będzie ona też pierwszym wyborem przy złości, rozczarowaniu czy lęku. A wtedy ofiarami mogą być ci, w których obronie nasz agresor stawał w przeszłości.”
Polecam zwłaszcza ostatnie zdanie cytatu. Innymi słowy – nie wolno nikogo zbyt zdecydowanie bronić, bo wtedy ofiarami mogą paść ludzie, których bronimy (fuck logic). Zamiast tego zdecydowanie lepiej jest “(…) oddzielić dziewczynę od napastnika, rozmawiać, uspokoić ją, odciągnąć jego.” (pisownia oryginalna… “odciągać jego”? serio? polonistka?)
Fakt, gwałt rodzi gwałt i lepiej nie wymachiwać pięściami zbyt szeroko. Kiedy to możliwe, powinno się stosować dyplomację. Zdaje się, że Pani Agata odznacza się wręcz skandynawską (nad)wrażliwością na wszelkie formy agresji. I tutaj pojawia się pewien drobny szkopuł. Pamiętacie o danych Komisji Europejskiej, które wspomniałem na początku? Tak się dziwnie składa, że na przeciwległym krańcu skali znajdują się właśnie kraje skandynawskie i Finlandia. (tak, wymieniam Finlandię osobno; nie, Finowie nie są skandywawami – etnicznie bliżej im do Węgrów.)
Tutaj dochodzimy do sedna problemu. Nasza cywilizacja… cóż… gdyby kultury można było personifikować, to Zachód byłby bogatą pizdą, która jedzie na odziedziczonym majątku (i teraz go trwoni bezmyślnie, dodam). Poniechanie agresji? Dobrze. Ale poniechanie wszelkiej agresji, włącznie – czy raczej przede wszystkim, z samoobroną? No to już przesada. Dwa posty temu pisałem, że każda dobra idea z czasem staje się własną karykaturą. Besztany artykuł jest tego najlepszym przykładem. Stop agresji – wszelkiej! Nawet kiedy ktoś nas wali po ryju należy się próbować dogadać – nie daj boże oddać! Jakiś chojrak atakuje słabszego? Uprzejmie go uspokajać. Broń boże przywalić agresorowi! A potem mamy takie kwiatki jak orzecznictwo stojące po stronie przestępców. (Niedoszła) ofiara zbyt zdecydowanie się broniła? Wsadzić do więzienia!
Zachodnie społeczeństwa żyją jak pączki w maśle i chyba już nie potrafią sobie wyobrazić realnego zagrożenia, na które należałoby ostro reagować. Kiedy pojawia się realna, fizyczna agresja – stają się bezradne i zwyczajnie się gubią. Tutaj fajnym przykładem będzie duńska nastolatka, która ośmieliła się użyć gazu pieprzowego broniąc się przed gwałtem (ot, “uchodźca” próbował poderwać w końskim stylu, takie “ubogacanie” kulturowe). Zgadnijcie, kogo sąd chciał ukarać. Tak, nastolatkę. Gaz pieprzowy jest w Danii klasyfikowany jako broń – a bronią można zrobić krzywdę – więc należy tego zakazać. Trzymajcie mnie. Nie jestem fanem USA, ale jedno trzeba Jankesom szczerze oddać – jak ktoś do ciebie skacze z bronią, to możesz agresora zastrzelić na miejscu i nikt cię do ciupy wsadzić chciał nie będzie. Policja tylko sprawdzi, czy rany wylotowe są po właściwej stronie denata i spyta, czy wszystko już ok i czy nie potrzebujesz w czymś pomocy. Nie do pomyślenia do zapyziałej Europie…
Na koniec mocno przerysowany eksperyment myślowy z percepcji społecznej. Wprowadzenie: jakiś pajac do mnie skacze z mordą i pięściami więc daję mu po zębach i mam święty spokój (zakładając, że trafi mi się w ciupie spokojna cela). Dwie równorzędne jednostki, naturalna reakcja, bum bum, kultura gwałtu, kurtyna opada. Nie ma nad czym się rozwodzić. Teraz wyobraźmy sobie, że z pięściami skacze do mnie feministka. (bez dochodzenia genezy sytuacji, po prostu taka akcja) Daję wrednej babie po ryju, tak samo, jak dałem jej męskiemu poprzednikowi. I tutaj pojawia się pole do rozważań:
Czy lejąc kobietę uskuteczniam znęcanie się nad słabszymi (za co powinna mnie spotkać chłosta)? Tutaj problemem jest propagowany przez feministki postulat wszelkiej i doskonałej równości płci (który to, jak wszyscy wiemy, jest fałszywy; wszak kobiety są lepsze pod każdym względem). Skoro kobiet jednak nie wolno bić to postulat jest fałszywy, ergo – feminizm to stek bzdur.
Czy może daję w taki sposób wyraz swojej głębokiej wierze w faktyczne równouprawnienie, za co bezzębna już feministka powinna mi podziękować, czołgając się po podłodze?
Przemoc wobec kobiet i gwalt ma, co zasugerowala nieswiadomie cytowana przez aurora feministka, dosc proste wg mnie rozwiazanie.
Wszystko sprowadza sie do KULTURY.
Gwalt, o ile uczyniony w sposob kulturalny, sprowadza owo potencjalnie negatywne zjawisko w kulturalna aktywnosc godna gentlemana.
Nalezy zatem wrocic do etymologicznych zrodel uzytego przez feministke okreslenia i z rozwartymi rekoma objac 'kulture gwaltu’.