Kurde balans. Gdzie się nie obejrzeć, tam jakiś zamach. We Francji znani już wszystkim kolesie o wybuchowym charakterze – choć tym razem zmienili nieco styl ale skurwysyny wciąż z rozmachem. W Turcji zielone ludziki w kropki moro ścigają Erdagona (i w sumie dobrze, niechaj sczeźnie). Na Gdańsk sam Jowisz się zamachnął. Nawet w Sosnowcu jakaś strzelanina, jak mi właśnie znajoma opowiedziała. I weź tu wyjdź z szałasu człowieku.
„Obyś żył w ciekawych czasach.”
Takie chińskie przekleństwo.
Inna sprawa – czy jakiekolwiek czasy nie były ciekawe? Przynajmniej w którymś miejscu na Ziemi?
Jeżeli idzie o Turcję to akurat dobrze. Premier to kawał skurczybyka a pucze wojskowe są tam naturalnym mechanizmem zapewniającym świeckość państwa – kiedy rząd zaczyna za bardzo gwiazdorzyć w ruch idą karabiny. Mechanizm działał do tej pory nieźle (od 1960 to będzie chyba czwarty zamach). Oby niedawne próby Erdagona namieszania w armii nie zaszkodziły. Poza tym – im więcej tureckiego wojska zajmuje się sprawami wewnętrznymi, tym mniej żołnierzy strzela do Kurdów, więc małe przetasowanie może być na rękę tym ostatnim, jeśli wykażą się refleksem. Inna sprawa, że sama ewentualność zaistnienia niepodległego Kurdystanu to koszmar każdego Turka, niezależnie od poglądów politycznych czy religijnych – co w tamtych okolicach na jedno w sumie wychodzi.
Francja z drugiej strony też ma problem ze zbyt religijnymi kolesiami, niezależnie jak głośno by temu nie zaprzeczała. W gruncie rzeczy to nad tym tematem nie ma za bardzo co się rozwodzić. Pray for France, smutne obrazki, trójkolorowe filtry na twarzoksiążce, odpowiednio podświetlone budynki, może nawet kolorowe kredki pójdą w ruch. Słowem – Francja odpowie z całą stanowczością. Jak zawsze. Po jakimś czasie sprawa przyschnie. Dopóki znów coś nie pierdzielnie. Zresztą Holland już stwierdził, że trzeba się przyzwyczaić. No cóż, mi tam Francuzów nawet nie żal. Chcieli Maghrebu, mają Maghreb. Zastanawia mnie jedynie czy ktoś nie wyskoczy z zakazem używania ciężarówek. Poważnie.
Mam tylko nadzieję, że rykoszetem nie oberwie się nam. Wszak spęd w Krakowie coraz bliżej. Tak tak, już słyszę oświecone towarzystwo, że się przybyszów z Bliskiego Wschodu się nie boi, wszak to pokojowa brać – bardziej się obawia katolickich bojówek. Szkoda słów.